Śmierć Chmiela

 

 

   Święta Bożego Narodzenia. W internecie przypadkowo spostrzegam fotografię, na której Chmiel siedzi na kanapie w otoczeniu bliskich. Wiem, że walczy z chorobą, przyglądam się jego bladej twarzy i ściąga mnie przerażenie – Chmiel wygląda, jakby płynął już z Charonem łodzią pokonując czarny Styks. Kilka tygodni później dokonało się – Chmiel do końca pełen nadziei i wiary odszedł od nas, opuścił ten świat, a jeszcze nie tak dawno temu byliśmy razem w Krakowie w Piwnicy pod Baranami. Szybko się to dokonało, zaskakująco szybko. Jeżdżąc na rowerze często spotykałem po drodze przylepione naklejki na znakach drogowych bądź barierkach: „chmielu.com” bądź „chmielu-bieszczadzkie anioły”. Zastanawiałem się dlaczego z taką ekspansją rozprzestrzeniał wieści o swoim istnieniu, dzisiaj już wiem  - Chmiel chciał wykorzystać swój czas. Post mortem ukazał się w sieci piękny czarno-biały portret Chmiela uchwycony z odbicia w szybie, on mówi wszystko o chmielowym bycie i niebycie w Bieszczadach. Żywot człowieczy tylko mgnieniem, jak to odbicie.

Żegnaj Chmielu, pięknie przyjąłeś się w Bieszczadach, bądź co bądź spoglądając wokół chmiel pnie się w lasach z niespożytą siłą – to roślina od nas, ilekroć spojrzę na nią będę pamiętał Ciebie.

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R