Żeby żyć, trzeba wierzyć w krojenie marchewki

 

Żeby żyć, trzeba wierzyć w krojenie marchewki – kroję ją na plasterki, a każdy jawi się krwawiącą raną mojej niewiary, mojego porażającego wstydu i utraty sensu istnienia.

Żeby żyć, trzeba wierzyć w obieranie kapusty – obieram ją z nadgniłych szczątków, a każdy rozmazuje mi się w dłoniach, jak ta dualistyczna rzeczywistość schizofrenika łabędzia opisanego kilka opowiadań wcześniej.

Żeby żyć, trzeba wierzyć w obieranie ziemniaków. Obieram je z łup, boskich idei wzniosłych i nieśmiertelnych, a  w środku zastaję siebie, czyli nic. Nie ma tam modlących się wiernych i nie ma miłosiernego wysłuchującego Ojca Stworzyciela.

Żeby żyć, trzeba wierzyć w krojenie cebuli. Kroję ją i płaczę za utraconą wiarą w swoje istnienie.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R