Zimowy jeż

 

Wracam w noc chrzęszczącą mrozem do domu na górę Horb. Koniec lutego ciągnie się swymi szarościami w nieskończoność. Patrzę na mgliste zarysy Łopiennika i bardziej wyobrażam go sobie w myślach, niż widzę. Przenoszę wzrok na biel drogi, na której spostrzegam ciemną, regularną kulkę. Nachylam się i ze zdumieniem stwierdzam: jeż sobie siedzi. Cóż on tutaj czyni? Wygląda na to, że śpi. Unoszę go w dłoniach i zastanawiam się, co zrobić z tą kolczastą piłką. Postanawiam wziąć go do stajni, gdzie wśród koni będzie miał ciepło. Jeż wierci mi się w dłoniach - znaczy że żyje. W stajni robię mu kopiec ze słomy i trocin, układam go w tym wygodnym posłanku, przykrywam i mówię:

-No, to do wiosny, Panie Jeżu! Mam nadzieję, że przebrniemy te zimowe szarości i spotkamy się na zielonych łąkach.

I tak oto zimowy jeż hibernuje w stajni, a ja w swoim ciele i wspólnie śnimy o nadziei, o słońcu, o błękitnym niebie.

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R