Agata i śmierć wypałów

    Agata przyjechała z Berlina w sprawie przygotowania gruntu dla niemieckiej telewizji, by nakręcić w niedalekiej przyszłości reportaż o bieszczadzkich wypałach. Robiła już zdjęcia smolarzy do podróżniczego magazynu, zapoznała się z tematem już kilka lat wcześniej. Zatrzymała się u Darka, a o świcie ruszała na zwiady – gdzie, co można by uwiecznić okiem kamery. Wypalacze oznajmili:

-W „Opowieściach Bieszczadu” dają nam tyle, a tyle. W „Drwalach” więcej, a w „Przystanku Bieszczady” jeszcze więcej. To od telewizji niemieckiej weźmiemy dwa razy więcej.

Agata odrobinę się stremowała, że ma już do czynienia z celebrytami, którzy mają już swoich menadżerów. Jeden z wypalaczy szczerze wyłuszczył, wskazując na papierowy woreczek z węglem drzewnym, opatrzonym jego podobizną:

-Szanowna pani, ja nie mam czasu w sezonie, bo oprowadzam zwiedzających po wypale. Zatrudniłem już gościa do palenia drewna. Na opowiadaniu o pracy smolarza zarabiam więcej niż na węglu drzewnym. Pani kochana ja nie mam czasu na waszą telewizję, a jak już bardzo się uprą, to tysiąca biorę za trzy godziny zdjęciowe.

I tak oto Agata przyjechała na własne oczy zobaczyć, jak umierają bieszczadzkie wypały, a umierają jak wszystko na tym świecie – na chciwość.

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R