Ludzie to narkotyk

    Cały czas naiwnie wydaje mi się, że jeszcze żyję. Kręcę na rowerowym młynku buddyjskim w stronę Wetliny, w stronę jakiegokolwiek sensu istnienia, jakiejś drobiny czegokolwiek, czego można by się uchwycić by żyć. Lepiężniki przebijają się ze swoją mocą niezłomnego boskiego pierwiastka bytu przez warstwę umierającego śniegu. Pod kamiennym murem na Strubowiskach świecą słoneczka podbiałów. Cały czas naiwnie wydaje mi się, że jeszcze żyję. Kręcę na tym rowerowym młynku buddyjskim, modląc się o ciągłość swojego istnienia. Myślę o ludziach, z którymi wiążą mnie delikatne jak nić pajęcza więzi i przerażająco silne, jak stalowe liny, podtrzymujące przęsła mostu więzi nie do zerwania. Ludzie to narkotyk, zażyjesz raz tych niepojętych relacji i jesteś uzależniony do końca swego czasu. Bierzesz coraz więcej, coraz więcej i ostatecznie przedawkujesz, bo miłość do ludzi zabija. Odczuwam przerażającą śmiertelność tego przedwiośnia, kręcę rowerowym młynkiem buddyjskim i cały czas naiwnie wydaje mi się, że jeszcze żyję, a ludzie... ludzie to narkotyk.

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R