Miłość znaczy śmierć

    Witek leżał w szpitalu, lekarze skalkulowali ciąg jego istnienia na dwa dni. Jeszcze tylko dwa ulotne dni umierania, dwa przeraźliwie dłużące się dni życia – zależy kto odliczał te sekundy, minuty i godziny. Jeśli Witek, to mu się dłużyło, bo chciał to już zakończyć, jeśli rodzina, to oni chcieliby ten czas rozwlec w nieskończoność, bo ciężko dać odejść ukochanej osobie. Darek był blisko z Witkiem, blisko im było razem do rozumienia tego życia. Może go nie zrozumieli, ale przynajmniej próbowali. Witek miał dwa dni, nałykał się jakichś specyfików, które kasowały mu nieodwracalnie wnętrzności, te dwa dni Witek miał dla siebie i dla całego świata. Wstrząsające dla mnie było to, jak Darek mi to syntetycznie przekazał: „Koleś miał przed sobą dwa dni życia, a się uśmiechał, żartował, był pogodny i pogodzony ze wszystkim. Powiedział z uśmiechem, że to jego wybór i przyjmuje go w pełni”, Darek kontynuował: „Za jakąś głupią miłość umarł, ona mieszkała na sąsiedniej ulicy i teraz wszystkim zostały tylko te dwa dni na podsumowanie tej całej tragicznej miłości” - Darek zadumał się, wydmuchał dym ze skręta w czeluść kominka i zakończył: „Wtedy dotarło do mnie po raz pierwszy, że miłość znaczy śmierć.”

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R