Lustro wieczności

 

 

 

6 październik cudownie czaruje błękitnym lustrem wieczności, zawieszonym w przestrzeni jesiennego barwnego świata. Kręcę rowerowym młynkiem buddyjskim w stronę Przełęczy Wyżnej. Na Wetlinie, naprzeciwko sklepu Zdzicha, ktoś wystawił na śmieci spore około dwumetrowe lustro. Zafascynowało mnie pięknie i magnetycznie. Podjechałem w jego kierunku chcąc w nie zajrzeć. Im bliżej byłem jego krawędzi tym większe miałem obawy. Z tego złowrogiego ślepia łypała na mnie antyteza mojego świata. W tym lustrze umierało wszystko. To moje kręcenie na rowerze, ten piękny jesienny dzień, te barwy, to błękitne niebo, to złote słońce i te owady szukające na asfalcie ciepła. Wojtek Poeta i Henek Dryja siedzący na ławeczce pod sklepem też tam konali. Nie powinienem ale zerknąłem tak na sekundę, wychyliłem się za krawędź swojego istnienia i zobaczyłem następne lustro odbijające wszystko i wszystkich w różnych fraktalnych scenach, w milionach konfiguracji, niekończących się zestawieniach, w lustrze wieczności zobaczyłem chaos, wszechogarniający nas chaos istnienia. W tym lustrze zobaczyłem swoje przerażenie życiem. W tym lustrze odkryłem pragnienie zakończenia swojego istnienia.

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R