O psie, który jeździł drezyną



Trzepiekoński był pracownikiem kolejki wąskotorowej. gdzie wszystko było wąskotorowe oprócz wyobraźni i czynów tamże pracującej klasy robotniczej, która niewątpliwie jechała po szerokich torach z fantazją .

Trzepiekoński został ochrzczony tym zaszczytnym mianem przez kumpli z roboty na skutek niespotykanej zapalczywości i częstotliwości we własnoręcznej stymulacji własnego prącia.

W bardzo niestandardowych sytuacjach natykali się współpracownicy Trzepiekońskiego trzepiącego swego własnego konia. Przyzwyczaili się do tego procederu, stało się to dla wszystkich tak naturalne jak przybijanie gwoździ mocujących podkłady. Zrobiło się tak powszednie i zwykłe, że Trzepiekoński postanowił urozmaicić, tę obrazową stagnację i zaczął stymulować prącie miejscowemu, kolejkowemu psu.

Kurcze, tak się to zwierzęciu spodobało, że błyskawicznie posiadł cały rozkład jazdy i wiedział co do minuty, o której jego darczyńca będzie na stacji i w którym wagonie zrobi mu dobrze.

Trzepiekoński zajmował się na zmianę, a to własnym prąciem, a to prąciem futrzastego przyjaciela. Po nieszczęśliwym zgodnie Trzepiekońskiego pies przychodził wiernie z rozkładem jazdy do przyjeżdżającej kolejki, ale z oczywistych przyczyn relacja ta umarła. Jakoś nie było chętnych do kontynuowania tego dzieła. Jest to niezbity dowód na to, że nie prawdą jest, że są ludzie niedozastąpienia.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R