Pan Władek

 

Mój sąsiad, pan Władek, odszedł w ten wietrzny październikowy dzień. Całą noc wicher szalał w naszej ciśniańskiej dolinie, jakby chciał rozdmuchać w pył wszystkie dni tego człowieka, które od dzisiaj są już tylko pamięcią.

Poczułem tę boleść niewysłowioną, bo pan Władek był od zawsze pięknym elementem mojego świata. Był zawsze po drugiej stronie ulicy. Był człowiekiem z naszej wsi, ważnym składnikiem jej duszy.

Nie mi rozstrzygać czym jest śmierć, nie mi tworzyć teorie czym jest przemijanie i czas. Mało wiem, prawie nic, ale jedno wiem na pewno, że pan Władek jest częścią mojego świata.

Każde spotkanie na drodze, każde słowo wymienione, to wspólna obecność w przestrzeni i czasie pomiędzy górą Hon i Horb, pod tym samym niebem i na tej samej ziemi.

Czuję ten nieznośny ból utraty i wiem, co utraciłem. Wraz z panem Władkiem odeszła część tej cudownej i pięknej łagodności istnienia naszej małej społeczności.

I nic tutaj nie znaczy moje rozpaczanie przy bólu najbliższych, którzy musieli mu pomóc przejść przez bramy światów, ale wiem, mam tego świadomość, że to odejście pięknego człowieka jest dla mnie niewyobrażalnym smutkiem, jesiennym przemijaniem naszego świata, więdnącymi liśćmi na Falowej i szarymi dniami pełnymi deszczu łez.

Żegnamy panie Władku.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R