Pies Witka

 

W sobotni dzień, prześwietlony światłością jak stara klisza, słońca siłą wezbrany, błękitem oszołomiony, wzrokiem oślepłym cmentarza na ludzkie trwanie….. Witka „Bacę” pożegnaliśmy. Tego dnia pies jego kudłaty, terieropodobny, nadpobudliwy biegał po wsi, odnajdując jeszcze szczątkowy zapach swojego człowieka. Widziałem go przy gminie, później pod dużym sklepem, a wieczorem wpieprzył się do przerębli do stawu przy Siekierezadzie. Nim się wygramolił wypłoszył wszystkie rezydujące tam kaczki. Potruchtał na cmentarz, poskomlił i powył. To ta chwila, ta po Witku, a przed jego psem zrozpaczonym. To właśnie ta chwila, którą próbuję zrozumieć. Nie da się z myśleniem tego zrobić, zatem gaszę neurony i tylko patrzę w rozbiegane przerażeniem oczy zwierzaka.

Tak, tak lepiej, w końcu mu przejdzie… wszystko przechodzi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R