Rozsypują się w pył ludzkie istnienia



Styczeń umiera w swej mroźnej łasce, obejmuje dłońmi do snów wiecznych wszystkie wędrówki, kruche nasze istnienia. Patrzę z góry Horb, na którą wydźwignąłem swe ukrzyżowanie, na światy łagodnie topniejące jak płatki poronnego śniegu na czekających w kolejce do nieistnienia ludzi z mojej małej wioski.

Rozsypują się w drobiny, wydawałoby się mocarne postanowienia o trwaniu w tej dolinie pomiędzy górą Horb i Hon. Krótkie „dzień dobry”, a później na cmentarzu krótkie „do widzenia”. Jak rozpryskujące się szkło lustrzane, a w nim skrawki zapomnienia pod naszymi stopami.

Przeglądam w tych drobinach smak przeszłości istoty, z którymi żyłem i żyję, w jedno miejsce wędrują, a lipy im niebo wskazami. Wspólna ziemia ciśniańskiego cmentarza.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R