Samotność Pustaka spuchła

 

Marzec kończy się swymi szarościami, tak już nas dojebał, że cała wiocha ma depresję. Przemykam wieczorem do sklepu, pod ścianą dyżuruje Olek Pustak. Witam się z nim i chwilę gawędzimy.

Lubię Pustaka, współczuję mu, że nie może się odnaleźć, rozpaczam nad jego samotnością, bo to chujowy stan duszy i ciała.

Olek chwali się, że dzisiaj zjadł obiad w szkole, ma tam deputat, a po obiedzie znalazł jeszcze pięć kotletów schabowych. Może to brzmi dziwnie, ale pokazał mi na dowód trzy kotlety w plastikowym pojemniku. Nie miałem podstaw, by mu nie wierzyć.

- Dwa już zjadłem – oświadczył.

- Gruby będziesz – powiedziałem – już masz pyzatą, spuchniętą gębę.

- To od chlania, a tak to jestem szczupły.

Ruszyłem w swoją drogę, zastanawiając się, że może człowiek puchnie nie od kotletów, i nie od chlania, tylko od tej jebanej samotności. Odwróciłem się jeszcze do Olka, by podzielić się swym odkryciem, nic nie odpowiedział.

Zostawiłem go w objęciach marcowej, szarej samotności, ale za to z trzema kotletami schabowymi.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R