Zrzutka na nierobów, czyli jak zostać artystą

 

Dużo ostatnio się mówi o ustawie reprograficznej, czyli o zrzutce na nierobów (czytaj artystów), że to niby pasowało by opodatkować laptopy, smartfony, telefony, adaptery, gofrownice i tostery, żeby pozyskać środki na inteligentnych idiotów, którzy wymyślili sobie koncept na łatwe i bezbolesne życie, czyniąc jedno oświadczenie: - Jestem artystą.

W praktyce znam temat z autopsji. Zespół niedojebanych artystów pod tytułem „Tania cipa i drogi tytoń”, wymyślili sobie ongiś zrzutkę w intencji nowej płyty. Byłem skonsternowany, bo rozumiem zbierać na urwaną kończynę, na spalony dom, na walkę rakiem, ale kurwa zbierać na nieróbstwo?! Zadałem pytanie: - Dlaczego w pizdu jeden z drugą nie pojedziesz na zmywak do Anglii albo truskawki do Norwegii? Uzyskałem odpowiedź: - Ależ my jesteśmy artyści.

Ożeż wy końskim chujem jebani w mózg, jak wam nie wychodzi z szarpaniem strun to do łopaty zapierdalać, do dźwigania pustaków i do betoniary piach sypać (to też piękna muzyka).

Drodzy moi parafianie, zrzutkę się ogłasza na moją skromną osobę, bom ja artysta wielki, dzieło wiekopomne będę jebał, a trochę luksusu mi do tego potrzeba. Konto podam w następnym opowiadaniu. Nadmieniam, że na utrzymaniu mam też dwa koty, oba są też artystami, jeden sra obok kuwety, a drugi skacze mi na łeb w nocy.

 

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R