Śmierć Rzymskiego Patrycjusza

 

Gdzieś na początku jesieni zapytałem Zbyszka Drogowca przechodzącego obok mojego domu: -Ile Ty właściwie masz lat? - Sześćdziesiąt siedem. - odpowiedział. - Myślałem, że ze dwa tysiące już ci minęło. Miałem wyobrażenie o nim, że ostał się jako jedyny nieśmiertelny z rodu rzymskich patrycjuszy. Miał piękną, posągową twarz, w której jaśniały wyraziste, pogodne oczy. Tak cudownie i naturalnie obnosił się z dumą ludzkiego istnienia.

Zapytacie, jak umierają senatorowie? Zapytacie, jak umierają marmurowe posągi? Zapytacie jak umiera starożytna droga? Zapytacie, czy możliwa śmierć Seneki, Owidiusz, Wirgiliusza?

Tak, wszystko jest w stanie umrzeć. Zbyszek Drogowiec padł w grudniu przed świętami. Ostatni ze szlachetnych, ostatni z Przedwiecznych. Jedyny w swoim gatunku, skamienielina piękna Bieszczad, tych, które już dawno skonały.

 

 

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R