Śmierć na rowerze

 

Kto, gdzie i z kim pił, tego już nikt nie ustali. Arturo Inkubator miał jeszcze w sumie smaki, cały czas czuł niedotankowanie. Chodor pożyczył od niego rower i zamierzył wyprawę po wino do Majdanu. Nawet udało mu się zgrabnie powrócić, ale jakoś tak długo nie zsiadał z roweru, tylko oparł się o ścianę tkwiąc na siodle rowerowym i… umarł.

Arturo Inkubator przyszedł po wozidło, bo zamierzał jeszcze ponowić wyprawę po zaopatrzenie. Zaczął opierdalać Chodora, że tak długo rowera czarterował, a Adam jakoś tak stoicko to przyjmował, opierdol spływał po nim gładko. Tkwił tylko posągowo na tym sprzęcie pedałowym, a zazwyczaj potrafił odpyskować. Arturo Inkubator zaprzestał czynności i by ochłonąć trochę poszedł do Wilusia, chcąc przyswoić jeszcze jedno wino. Po tym akcie wrócił z zamiarem ostatecznej windykacji… Chodor wciąż na rowerze oparty o ścianę. Właściciel pojazdu szarpnął cyklistę wiecznego, a ten odkleił się od ściany i upadł na świętą ziemię.

- O kurwa, umarł Chodor.

I to by było na tyle… Chodor, rower i śmierć w jednym punkcie się spotkali.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R