Fudżis - Odyseusz i jego powrót do Itaki



Fudżisa wywieźli na tak zwaną fuchę do Karlikowa. Praca dotyczyła porządkowania stoku narciarskiego. Za cały dzień roboty otrzymał bardziej niż skromne wynagrodzenie, pięćdziesięciu złotych. Zirytowało go to poważnie, zwolnił się w trybie wkurwionym i wzorem Odyseusza ruszył do naszej wsi – Itaki wyśnionej.

Podróż rozpoczął od przystanku autobusowego i jak zeznał, pamiętał, że autobus odjeżdża o 17:06, ale wiedza ta sięgał szkoły średniej, czyli circa dwadzieścia lat wstecz. Plan padł. Dzięki bogu ma się dwie sprawne ręce do łapania stopa, udało się dotrzeć tym sposobem do Sanoka. Stamtąd za pomocą nóg do Zagórza. W tym małym miasteczku Fudźis wysądował możliwości noclegu, ale kwota pięćdziesięciu złotych w całości musiałby zostać spożytkowana. Zrezygnował i ruszył przy pomocy odnóży dolnych na południe w kierunku ziemi ojczystej.

Na serpentynach przed Leskiem zatrzymali się jacyś litościwi kolesie i zapakowali Fudżisa na pokład. Łyknął z mini po drodze trochę wina, dla kurażu oczywiście. W Lesku zastał go już zmrok, ale udało się jeszcze złapać okazję do Baligrodu. Tam znalazł stodołę z sianem, wdrapał się, choć z problemami, bo jak opowiadał, stóg miał z sześć metrów. I błogo w nim usnął otulony pachnącym zielem. Rano obudził go telefon, który rozdarł się niczym kogut o świtaniu. Tito dzwonił z pytaniem, czy idzie na wino.

Resztę drogi do wsi udało się przebyć na pół, okazją do Jabłonek i nogami przez górę Jabłońską. Fudżis triumfalnie wkroczył do wsi jak Julek Cezar do Rzymu - w glorii i chwale z winem w dłoni zamiast miecza.

I nie szczegóły tej historii są tutaj istotne, ale ton narracji podróżnika, w którym pobrzmiewała tak silna tęsknota za powrotem do swojej ojczyzny, na miarę pragnienia Odyseusza, powrotu do Itaki.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R