Gałązka pisze książkę ornitologiczną



Koleżanka Róży, córki mojej miłej, poczyniła debiut pisarski. Spłodziła powieść ornitologiczną. No, jak taką, to chyba o ptakach. Z zapałem rzuciła dzieło do wydawnictw kilku i wszędzie uzyskała odpowiedź, że „książek przyrodniczych jest na rynku za dużo”, a w jednym nawet nie omieszkali skrytykować, że „o wróbelku Elemelku to już wszystko jest napisane i kolejnych bajek dla dzieci nie potrzeba”.

Ludzie, przepraszam, czytelnicy, toż to nie była ptasia literatura, a takie licencjum poetikum, dogłębna krytyka społeczeństwa, zakamuflowana w pióra. Dzieło apokryficzne o dzisiejszych pojebanych czasach. Do Kurwy Nędzy Literackiej (bogini, patronka pisarzy), te głąby kapuściane, krytyki i wydawcy, nie poznali się na nowatorstwie poemy. Ale to także wina Gałązki, bo przecież lata temu proponowałem, że zostanę jej osobistym pedofilem i chwaliłem jej uda (no, że się uda), a to by mogło pomóc w karierze.

Cóż, mam nadzieję, że drugi raz już tego błędu młoda pisarka nie popełni. Jak świat światem, Mickiewicz czy Martyniuk… liczy się mecenat doświadczenia.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R