Koci tryptyk I – Tuba śmierci



Matka często mi powtarzała:

- Synu, ludzie ze Śląska, w szczególności górnicy, bardzo kochają zwierzęta.

Pewnie dlatego, że jak się siedzi w czarnej norze kilkanaście godzin, to po szychcie wszelkie stworzenie na powierzchni jawi się jako cud boży. Miałem okazję zweryfikować empirycznie tę tezę - wyszło tak trochę w drugą stronę. Objawił się w Cisnej Ślązak nazwany przez nas Tubą (od basowego, dudniącego głosu), jakaś tam dalsza rodzina Mikołaja. Wkręcił się w naszą skromną kompaniję wędkarzy: Mikołaj, Władek Adamski, Karol Wojnarowski i ja. Ufnie adoptowaliśmy Tubę i ruszyliśmy nad Solinę do Olchowca, gdzie wśród zielonych wzgórz kryła się piękna przystań o wdzięcznej nazwie „Pod brzęczącymi trzmielami”. Jesień znaczyła już delikatnie nabrzeża, malowała lasy i polany, powinna kojarzyć się ze śmiercią i przemijaniem, ale swym bogactwem kolorów skutecznie omamiała wszelkie istnienie wokół, ukrywając ostateczny cel swych działań – uśpienie tegorocznego życia. Daliśmy się całą gromadą oszukać i czyniliśmy starania, żeby wydobyć z mroku jeziora złotego sandacza. Działaliśmy z wielkim entuzjazmem, Karol rozpalił ognisko pod wiatą, Władek szykował kiełbasę do pieczenia. Krzątanina zwabiła pięknego szarego kocura, który od lat występował tu służbowo. Prządł szczęśliwy żywot dokarmiany świeżą rybą i tym, co tam kto miał na podorędziu. Tuba ułamał spory kawałek wędliny, kroił na plasterki i rzucał kocurowi. Ten przyjmował dary ochoczo, kiedy się już nasycił potuptał do darczyńcy i jął się ocierać o nogi włączywszy przy tym mruczałkę. Na ten sielski obraz przypomniały mi się słowa matki „Ślązaki to dobrzy ludzie”. Wypłynęliśmy z Mikołajem na jezioro stawiać przynęty, na brzegu został Karol z Tubą, po pół godziny wróciliśmy, wchodząc po drewnianych schodkach, wyczułem jakiś niepokój. Tuba siedział na pniaku, światło ogniska pełgało złowrogo po jego napiętej twarzy. Rzucał piasek na podłogę, po czym rozcierał go z pasją butem. Dostrzegłem dużą czarną plamę, Tuba nie podniósł wzroku. Karol siedział posępny dwa metry dalej.

- Co jest? – zapytałem.

- Zajebał kota – prawie wykrzyczał Karol.

Zamurowało nas. Po chwili Władek z niedowierzaniem dopytał:

- Tego kota, którego karmił?!

- Chwycił go za nogi i rąbnął o dechy… roztrzaskał mu czaszkę. Krew buchnęła jak z wiadra. – drżącym głosem wyłuszczył Karol. – Kurwa, on jest pierdolnięty! – dodał.

Spojrzeliśmy na Tubę, który cały czas tarł butem tę czarną plamę na podłodze.

I tak oto Ślązak Tuba zamordował ten łagodny miraż jesieni, która tylko usypia, ale nie zabija.

P.S.

- Matko, nie wszyscy Ślązacy są dobrzy dla zwierząt. Tuba takim nie jest, ale może to chuj nie Ślązak… Kto go tam wie…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R