Kurtuazyjna wizyta u Irka



Irek demonstrował na Baflu aikido, pili za knajpą. Jak obrazowo opowiedział to Olek Pustak, Bafluś fruwał w powietrzu niczym wiatrak. Olek zdenerwował się takim traktowaniem kompana, a że był wtedy jeszcze w formie, zajebał Irkowi centralnie na twarz z pięści. Adresat sięgnął gleby i wtedy Olek z Baflem dokończyli dzieła obuwiem. Może niezbyt honorowo, ale skutecznie, wedle zasady Sun Tzu ze sztuki wojny, że nie ważne jak, byle skutecznie. Irek znany jest ogólnie z pamiętliwego usposobienia, co za tym idzie, zanotował sobie w swoich zwojach mózgowych tę sytuację (druga wersja – zdeponował w swoim archiwum nienawiści).

Minęło trochę czasu, wszyscy zapomnieli już o tej drobnej krotochwili, ale nie Irek. Pewnego wieczoru Pustak zmierzał do Cisnej z Dołżycy ze swojej bazy kontenerowej, Irek wyszedł z domu na drogę z rozpromienioną twarzą i gestem przyjaznego kelnera, rzekł:

- Zapraszam uprzejmie na poczęstunek.

Niczego niepodejrzewający Pustak z ufnością skorzystał. W domostwie Irek podsunął mu krzesło, zawołał swojego dużego psa i zapytał:

- Kawkę czy herbatkę? - Olek wybrał kawkę.

- Krysiu, zaparz porządną kawkę naszemu gościowi – poprosił żonę o tę drobną usługę gastronomiczną.

By umilić oczekiwanie na ciepły napój, zaproponował:

- Pogłaszcz sobie chwilę psa.

Wszystko w planie Irka było już gotowe. Wyczekał jeszcze moment, w którym żona podawała kawkę, a Olek w tym czasie był zajęty głaskaniem psa. Jak nie zajebie Olkowi w ryj, to od razu przypomniało mu się to nieszczęsne aikido za knajpą. Można powiedzieć lakonicznie, że kurtuazyjna wizyta u Irka dobiegła końca.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R