Madonna ociekająca mlekiem



Człowiek ten realizował swą miłość do kobiety. Miłość nigdy nie jest prawdziwa dla obojga ludzi nią związanych. Jest tylko prawdziwa dla tego jednego człowieka, który ją czuje bardziej, a właśnie wydawało się, że ten człowiek czuje ją bardziej. Ale któż tam wie, jak jest z miłością? Może być ona tylko iluzją, jak ten obraz dramatu, który zobaczyłem i opisałem. Jedno jest pewne, kontrakt na miłość pomiędzy dwiema osobami nigdy nie będzie doprecyzowany, transparentny i sprawiedliwy. Zostańmy przy tym, że wydawało się, że człowiek ten realizuje swą miłość.

Kobieta wydała na świat trójkę dzieci, a one jedno po drugim umierały. To ich umieranie było rozciągnięte w czasie, i kiedy one tak umierały, temu człowiekowi wydawało się, że wciąż realizuje swoją miłość.

Jeszcze przed ich umieraniem człowiek ten wyrzeźbił w drewnie popiersie swej oblubienicy karmiącej niemowlę. Jej pełne piersi zdawały się wykarmić miłością cały świat. Wraz z rosnącymi dziećmi ta madonna ociekająca mlekiem zdawała się pięknieć i jaśnieć, nabierać mocy bogini, patronki miłości. Śmierć zabierała dzieci jedno po drugim, a kiedy nie było już dzieci, człowiek ten nie miał wyjścia i zaczął realizować swą nienawiść do tej madonny. Wyniósł ją do ciemnej szopy, ale przechodząc tam często obok, nie mógł tego znieść, że ona tam jest. Wyniósł ją po latach za stodołę i spalił, ale to nic nie dało, bo obraz płomieni, które ją pożarły, prześladował go każdego dnia. Człowiekowi temu pozostało już tylko realizować swą nienawiść, tylko ona mu została i ta porażająca świadomość, że ta nienawiść jest prawdziwa.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R