Meloman hot dogów



Czasy przemian społeczno-gospodarczych dziewięćdziesiątych lat ubiegłego wieku obfitowały w wiele magicznych wydarzeń zakończonych spektakularnymi sukcesami, ale też wielkimi porażkami. To z hot dogami nie wiem, do której kategorii przypiąć, może, by uniknąć subiektywnej oceny, oddam tę sprawę pod osąd czytelnikom.

Formowanie kapitalizmu, tak z grubsza biorąc, podobne jest do procesu malowania ikony gównem. Efekt finalny pachnie uduchowieniem, mistycyzmem i erotyką (na przykład w przypadku świętej Teresy jest jednym i tym samym – taka luźna dygresja), ale zmierzajmy do pana hot doga.

W latach przejścia systemu socjalistycznego na kapitalistyczny nie musieliśmy wymyślać niczego nowego, wystarczyło przyłożyć kalkę z zachodu, bo tam już wszystko wymyślili. Tak też uczynił pan Horacy, który postanowił uszczęśliwić nas tą ekstazą rozwiniętej cywilizacji - kiełbachą upchaną w bułę, zwaną z angielska hot dogiem. Początkujący biznesmen – gastronom przywiózł białą drewnianą budkę, wynajął od sołtysa kawałek placu, dostawił kilka ław drewnianych z ławkami i Wieś rzuciła się na hot dogi jak psy na kiełbasę. Obywatele dumnie obnosili się z tymi białymi bułkami w czerwonych serwetkach jak na pochodzie pierwszomajowym. We wsi był to akt największego snobizmu. Sołtys chwalił produkt, posterunkowy zachwalał, bo czyniło go to prawie amerykańskim szeryfem, a i ksiądz nie omieszkał pochwalić na mszy, że to prawie komunia smaku. Jednego tylko konsumenta coś niepokoiło - były członek ORMO - ale wiadomo, ormowcowi wszystko przeszkadza. Zaczął obserwować, dociekać i rozpowiadać, że proces produkcji jest odrobinę niepokojący. Pan Horacy, przyjmując zamówienie włazi do swej budy, zamyka się szczelnie, puszcza muzyczny podkład, smakowo bardzo wysublimowany, klasyczny – Wagnera, Mozarta bądź Chopina… i po dłuższej chwili wychodzi z gotowym produktem.

Gdyby nie ten służbista, ten Homopodpierdalacz z minionej epoki, to przeszlibyśmy z systemu do systemu łagodnie, bez obciachu, a tak, kurwa! wszystko się jebło i nawet psy nie chciały już darmowej kiełbasy. A było tak…

Obywatel ormowiec nawiercił w budzie otwór nieduży - uczynił to w noc księżycową - zapiekł się na pana Horacego, postanowił sprawdzić tak, żeby zaszkodzić, jak to rasowy ormowiec. Nazajutrz pierwszy zamówił hot doga. Pan Horacy z zamówieniem do budy, a szpieg do dziury. Zgodnie z procedurą rozległa się wagnerowska nuta, Walkirie ruszyły z Asgardu na Ziemię… obywatel odstąpił od obserwacji i wskazał przybyłemu Kazkowi, który też miał ochotę na hot doga, dziurę. Tenże zajrzał i odskoczył. Pobladł, nic nie powiedział, tylko ruszył przed siebie jak obłąkany, w kółko powtarzając:

- Kurwa, o boże! Kurwa, o boże! Kurwa, o boże!

Skończyło się na posterunku policji, pan Horacy zeznawał do protokołu:

- Panie władzo, odkryłem magiczną formułę smaku; po pierwsze – idealnie musi być skalibrowana buła; po drugie – sosik egzotyczny.

Posterunkowy skrzywił się niesmacznie i tak jakby wzięło go na wymioty:

- Panie, kurwa! pan, żeś ruchał te hot dogi i się w nie spuszczał!

- Oj, wypraszam sobie, ja je tylko odpowiednio kalibrowałem, a sosik… no sosik robił się sam przy okazji.

Uwierzcie mi, w mojej wsi wielu nie spożywa mięsa od tamtych dni i dotarła do nas wtedy ta prawda okrutna, że z tymi hot dogami, pizzą i coca-colą również inne ekscentryczne rzeczy spływają z zachodu.



P.S.

Muzyka poważna też u nas nie cieszy się estymą.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R