Modlę się o drobiazgi



Modlę się o te wszystkie drobiazgi, które można dostrzec i się nimi radować po drodze do domu na górze Horb. Zakwitły dwa słoneczka podbiałów, modlę się do nich, że swą żółtą barwą wlewają we mnie nadzieję na wiosnę mojego istnienia.

Modlę się do oszlifowanych, drobnych kamieni nad brzegiem rzeki Solinki, które spoczywają tam na wieczny dowód cierpliwości i potęgi czasu, który sprosta wszystkim wyzwaniom na tej ziemi, oszlifuje wszystko i wszystkich, naszą wieś, moich ludzi i wszelakie stworzenie wokół nas.

Modlę się do tych drobiazgów, które tworzą wielkie rzeczy i idee: chęć uczestnictwa w kolejnym misterium narodzin życia. Zawsze łapałem się takich małych wielkich rzeczy, kawałek patyczka z żeglującym na nim owadem, garść piasku na poboczu drogi, refleks błękitu na skrzydle zimorodka, abstrakcyjna forma zdeformowanego liścia.

Zapamiętałem tę receptę na wieczne szczęście z dzieciństwa, że skarby są malutkie w materii, ale potężne w wyobraźni. Świat komponuje się z atomów, których nie dostrzegamy. Świat komponuje się ze szczęścia, którego najczęściej też nie dostrzegamy, a leży ono u naszych stóp w zasięgu naszych dłoni. To są te piękne wzruszające drobiazgi, którymi dzisiejszy świat gardzi, pędząc do coraz więcej i coraz szybciej. W takim galopie wszystkie się rozmywają i giną, wsysane przez czarną, kosmiczną dziurę. Modlę się o dar dostrzegania drobiazgów, o intuicyjną i niewyrachowaną radość dzieciństwa.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R