Myk Myk i do Nieba



Trzecia dekada grudnia rozpoczęta. Zaczęliśmy budować z Markiem Co Nie Robi Nic i Fudżisem szopę na Autocara – wojenną ciężarówkę.

- Szkoda, żeby gnił - przytaknął Fudżis.

Realizujemy mój ulubiony styl architektoniczny „Po Bieszczadzku Szybko i Na Odpierdol”. Konstrukcję postawiliśmy prawie z niczego – kilka świerkowych suszek wyciętych przy Siekierezadzie, które sadziłem trzydzieści lat temu, przyszedł na nie czas.

Tak samo jak na Olka Myka. Dzisiaj jego pogrzeb. Dzień piękny na taką wędrówkę: ciepło, zieleni się jeszcze trawa, kwitną ogrodowe stokrotki. Nie tak dawno odszedł Janusz – brat Olka. Chłopaki bardzo szybko i intensywnie żyli. Należeli do Starych bieszczadzkich rodów pierwszej fali osadników. Dzisiaj podsumowanie istnienia Olka: Myk Myk i do Nieba. Na przywitanie Olka mówiło się: „Myk Myk i flaszki nie ma”. Siedzimy chwilę w przerwie prac budowlanych, Fudżis z Markiem sączą piwo.

- Przeżyje nas - mówię.

- Kto? - pyta Marek.

- Ten Autocar - pokazuję na żółty pysk tira z drugiej wojny światowej, dla którego budujemy domek.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R