Na Dzień Dziecka Pustak w rękach opatrzności bożej



Na Dzień Dziecka Pustak zaaplikował sobie podwójną dawkę substancji stymulujących mózg, tak chyba za mamę i za tatę. Napuchł już wątrobowo jak jakaś spasiona ropucha, zapuścił też wyraźnie standardy higieniczne. Cały ten Dzień Dziecka przesiedział pod sklepem z Zaporem i Fudżisem, a pod wieczór chłodny deszcz zmusił go do wymarszu w kierunku „portu kontenerowego” na Dołżycy (tak obiegowo nazywają koledzy jego zielony domek – kontener na starej składnicy drewna w Dołżycy).

Pustak zdołał dojść jedynie w okolice ciśniańskiego przedmościa, tam padł na chodniku z nogami częściowo na jezdni, powierzgał chwilę jak żuczek gnojaczek odwrócony na plecki, po czym skapitulował i oddał się w ręce opatrzności bożej. Po pół godzinie sprawcza moc boska objawiła się w formie pana turysty, który zatrzymał pojazd i podzwonił po jakichś służbach, żeby posprzątały Pustaka z jezdni, bo to przecież ludzkie dziecko jest. Dziecko asfaltu i płytek chodnikowych.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R