Niedźwiedź, Baflo i krzywa chałupa



Kończy się druga dekada kwietnia, padający w nocy śnieg przykrył zimnym całunem żółte słońca podbiałów, dość spore już bulwy lepiężników, ciemnoniebieskie cebulice, kiełkującą zieleń trawy i wszelką wiosenną nadzieję. O świcie niedźwiedź zostawił swe tropy przy domu na górze Horb, rozgrzebał stary kompostownik. Po nim dwa wilki patrolowały swój rejon. Wieś tęskni za ciepłym tchnieniem.

Z Baflem remontujemy poddasze, przybijamy, wiercimy, wkręcamy, tniemy i w ogóle czynimy masę zamieszania. Nasze przewodnie hasło podczas tego czynu „no chuj, będzie, a i le kurwa będziemy jeszcze żyli”. Coś tam trochę krzywo, tu się załata, tam pierdolnie boazerię i świat się przecież nie zatrzyma. W przerwie pijemy piwo, Baflo bezalkoholowego Żywca, a ja Radlera pomarańczowego. Z dumą patrzę na nasze dzieło i przemawiam:

- Widzisz, Bafelek, jak to dobrze, że od początku ta budowla była krzywa, teraz żadne kanony wykonawcze nas nie obowiązują. Co przyjebiemy, to będzie pasować.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R