Niezrozumienie świętości



Kiedy Pustak Olek jechał tą żeliwną wanną przez wieś, czynił decybeli w chuj hałasu. O drugiej dwadzieścia dwie w nocy, czasu miejscowego, prawie cała wieś stała już na chodniku i podziwiała wysiłek człowieka pchającego po asfalcie żeliwną wannę. Ponad dwa tysiące lat temu podobni stali i podziwiali Żyda pchającego krzyż.

- Co on robi? – zapytała Krystyna.

- Wannę pcha – odpowiedział Kazek.

- Ale po co? – dopytała Karolina.

- Chyba chce ją dyslokować – policyjnym slangiem błysnął Zbyszek.

Przed rondem Olek ustał na chwilę w wysiłku, spojrzał błędnym wzrokiem na stojących, odkaszlnął ze dwa razy i krzyknął:

- Okąpcie się ludu Cisnej! Ablucji dokonajcie! Okąpcie się wszyscy po kolei!

- Ja się kąpałam wieczorem - obruszyła się Karolina.

- Ja po służbie, pół godziny temu - rzekł policjant Zbyszek.

- Nie mówię o ciele, mówię o duszy! - z żarliwością proroka sprostował Pustak.

Wszyscy stali zdziwieni i zakłopotani, bo zawsze tak jest, że świętość pojmowana jest dopiero po zgonie świętego.

- Okąpcie się, już nadszedł czas! - powtórzył święty Olek Pustak i wpadł do wanny.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R