Rozprawa o państwie



Nigdy nie miałem aspiracji, żeby epatować biało-czerwoną flagą na koszulce, czy też uczestniczyć w marszach patriotycznych. Lubię swój kraj, choć zazwyczaj kojarzy mi się on z małym wycinkiem ziemi pomiędzy górami Hon i Horb, ale wychodząc z założenia rozszerzonej empatii, że komuś innemu podoba się ziemia za tymi górami, mniej więcej rozumiem pojęcie ojczyzny. Moje istnienie załapało się na dwie dziesiątki socjalizmu i trzy dziesiątki kapitalizmu. Miałem nieprzyjemność obserwować i doświadczyć kilkanaście zorganizowanych band rządzących nami pod egidą demokracji (cokolwiek by to nie znaczyło), ale kurwa, ta aktualna mafia jest chyba najgorsza. Prawie sprawiedliwość uderza w wartości, które są dla mnie istotne, dorobek rewolucji francuskiej.

Dopóki będą nami pomiatać te polityczne kanalie, dopóty będzie mi się chciało rzygać codziennie. Słowo Polska wymiennie brzmi mi jako wstyd, groteska, farsa, tragikomedia, chujnia.



P.S. Wszystkich współobywateli przepraszam najmocniej, że głosowałem na Kukiza.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R