Schodzą Wielcy z ciśniańskiej sceny



Schodzą Wielcy z ciśniańskiej sceny:

Jurek Zając pod błękitnym prześcieradłem w misie, bawiącymi się pomarańczowymi piłkami, leży cierpliwie w oczekiwaniu na swoje… Nic.

A ten zdrajca, Wojtek Stolarz Podłogowy, co to miał zemrzeć wesoło w Bieszczadach i poezyje miały być napisane o jego wniebowstąpieniu stchórzył i w stertach desek żywot swój marny ukrywa i przez sęczne dziury rechocze złośliwie.

- O nieee, szanowni koledzy, to jeszcze nie ja. Idźcie przodem dzielni Samarytanie od umierania.

Joachim zasnął na swym ostatnim przystanku. Prawnik z wykształcenia, alkoholik z zawodu, wieczny wędrowiec z choroby. Ostatnie namaszczenie – pół butelki wina w zaciśniętej dłoni. Joachim zapłacił uczciwą cenę za swoje egzystencjalne rozedrganie.

A ten zdrajca Wojtek Stolarz Podłogowy, to nawet nie potrafił honorowo zemrzeć w Bieszczadach na alkoholizm. Wziął się chuj i wyleczył. Taki wstyd, taka rozpacz, a epitafium zgrabnie napisane miałem już gotowe. Kurwa, tyle dobrej literatury szlag trafił, bo przerobić na kogoś innego się nie dało.

Schodzą Wielcy ciśniańskiej sceny, a ten tam, w tych żywicznych deskach, chowa się dalej.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R