Śmierć Buli



31 marca odszedł Bula. Dynamika umierania w naszej wiosce utrzymuje się na przerażająco wysokim poziomie. Dziecinny czynnik poczucia niezmienności mojego małego świata doznał szoku. Teoria względności przybiera wymiar teorii bezwzględności. Piękna żółtogliniasta gleba jaśnieje na skraju dołu grobowego – uczestniczymy w pożegnaniu Pawła Cygana. Miejsce szacowne na wiekuisty spoczynek, na skraju cmentarza, pod baldachimem najokazalszej lipy. Kiedyś nie wierzyłem, jak starsi mawiali „życie mija jak sen”, teraz sam za nimi powtarzam: „Mówię wam, uwierzcie, życie mija jak sen”.

Prawie pół wieku temu patrzyłem z podziwem na podróżującego ze swoim dziadkiem Bulę, którzy siedzieli bokiem na furmance, słuchając miarowego stukotu końskich kopyt, palili skręty. Oba „stare” chłopy, dziadek po sześćdziesiątce, a Bula tuż po dziesiątce. Obserwowałem z zazdrością, bo też chciałem być już takim dorosłym jak Bula, który na legalu jarał fajki. Dziadek wywiózł Bulę na górę Horb, gdzie po sąsiedzku paśliśmy krowy, on swoją, a ja z siostrą dwie nasze. Z nieba sączył się letni deszcz, nie mogliśmy rozpalić ogniska, zza miedzy wyszedł Bula, spojrzał na naszą nieporadność, zmarszczył charakterystycznie czoło i nic nie mówiąc odszedł. Po chwili ukazał nam się w obłokach dymu, jak celebrant z kadzielnicą, szedł i wywijał trzymaną na sznurku podziurawioną puszką napełnioną żarem…

Kurczę, Bula to był autorytet, od małego miał smykałkę do prac inżynieryjnych. W podstawówce na drewnianym czterokołowym wózeczku wywiózł całą pracownię techniczną ze szkoły. Zostały gołe ściany, bo instrukcje też pościągał. Po interwencji milicji odwiózł wszystkie urządzenia na dziewięć bądź dziesięć kursów. Odrabiając służbę wojskową w Autosanie wyniósł w takiej starej skórzanej teczce większość komponentów na „papataja” (ciągnik czterokołowy przegubowy) zwanego we wsi Bulbatyzatorem.

W niemowlęcym okresie funkcjonowania Siekierezady Bula podjeżdżał pod lokal ciemnozielonym mercedesem Beczką, którego pozyskał w „rajchu” będąc tam na robotach. Skórzane fotele i ta piękna ciemna zieleń (angielska rajdowa). Ten wóz reprezentacyjny wymienił Bula na kamasza – dłużycę, by zająć się transportem drewna do Rzepedzi. Pod tę ładną ciężarówkę koloru czerwonego wpieprzyli się dwaj najebani kolesie zza góry niebieskim maluchem. Jeden już w tym błękicie pozostał na wieki, a Bula z tej traumy zrezygnował z ciężkiego sprzętu, przebranżowił się na obrót stalą. Kilka lat kolejnych woził złom do Zagórza ułazem. Z owoców tej działalności wybudował domek na turystów i zamieścił na nim słynny szyld „panie na sianie” ( „S” odpadło przez przypadek i zrobiło się podniecająco). A później zaraził się od Marka Co Nie Robi Nic nicnierobieniem i robił nic całymi latami. Od niezrobienia niczego droga do nieistnienia bliska. I dokonało się 31 marca, Bula zasnął o świcie. Był osobowością ze wszech miar godną naszej małej miejscowości, barwnym elementem naszego świata.

Mówię Wam, bądźcie czujni, bo życie mija jak sen.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R