Tarło pstrąga potokowego (rzecz o ustaleniu ojcostwa)



Kryśka miała żar w cipie, czytaj: młoda była. Gasili chłopy ten pożar w piździe z zapalczywością prowincjonalnych strażaków, szlauchy rozwijali i rupturę pompowali… Od tego ciągłego pożaru zaciążyła i dziecię zdrowiuteńkie powiła. Blady strach padł na zastępy strażaków, bo Kryśka się wkurwiła i ojca poszukiwała. Wezwano na testy lokalnego biznesmena Bambaryłę, ale to nie te plemniki były. Następnie naszego kolegę bliskiego, ale też nie trafili. Podobno nawet No Ten Tego wezwali, ale bidny też się wybronił.

Krycha pożaliła się sąsiadce, że jej mozolne dociekania spaliły na panewce, na co ta rezolutnie odpowiedziała:

- No kurwa, jak się baba trze z wieloma samcami, jak na tarle pstrąga potokowego w rzece Solinka, to taki jest mniej więcej efekt - ikra zapłodniona, a samca brak.



P.S.

Ostatecznie Krycha wyjechała. Po wielu latach, gdy przybyła ze swoją już nastoletnią latoroślą, nie odkryłem żadnych rysów podobieństwa do mojej skromnej osoby.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R