Wiosenne kwitnienie śmierci



Życie zawsze zaczyna się kwitnieniem. Każda wiosna w Bieszczadach powoduje u mnie stan zauroczenia, bezgranicznego oczarowania duszą tej pięknej ziemi. Żółte podbiały pierwsze dają sygnał nadziei na odrodzenie po zimie. Za nimi łany niepokalanej bieli tarniny, czereśnie i czeremchy, których gałęzie uginają się od ciężaru kwiecia, dzikie grusze i jabłonie, jaśniejące jak słońca mniszki lekarskie i kmieć błotna, a wszystko w oprawie zieleni.

Na początku jasnej, pastelowej, a z czasem ciemniejszej i nasyconej boskim tworzywem istnienia. Góra Horb wezbrała soczystymi igłami modrzewi, zafalowała delikatnymi liśćmi brzóz, jaworów, buków i egzotycznych u nas - dębów, posadzonych moją dłonią.

Raduję się niezmiernie z kolejnej szansy na złożenie ofiary ze swojego trwania na łonie tej ziemi, bo zawsze mi mało tego zachwytu nad tym powszechnym darem kwitnienia wszystkiego wokół.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R