Żabę od zaskrońca zbaw Panie



Środek czerwca upoił mnie żarem, uwielbiam tchnienie słońca i lśniące woskowym połyskiem rozkołysane trawy. Ruszyłem pokręcić rowerowym młynkiem buddyjskim, za cel obrałem Solinkę. Samotność wędrówki uspokaja mnie, rozmyślam o sensie dzisiejszego dnia. Po chwili staram się odsunąć to rozmyślanie jako nieistotne w konfrontacji z pięknem otaczającej mnie przestrzeni pełnej cudów przyrody. Za cmentarzem na Solince dostrzegam na poboczu drogi wielkiego zaskrońca. Zatrzymałem się, by wykonać zdjęcie, w paszczy przytrzymywał swą ofiarę - brązową dużą żabę. Wykonałem kilka ujęć i miałem ruszyć dalej, ale spojrzenie żaby wydało mi się błagalne. Jakoś tak głupio by było, gdybym to ja nóżkami spoczywał w wielkim wężu, a żaba z radochą zrobiłaby kilka fajnych fotek i odjechała. Trudno, wziąłem patyczek i potraktowałem lekko pana zaskrona po główce. Wypluł ofiarę i wściekle na mnie nasyczał, ale czułem, że wybrałem dobrze. Żaba wyraźnie zadowolona kicnęła w chaszcze, a ja szczęśliwie zacząłem kręcić dalej, mając poczucie dobrze wypełnionego sensu istnienia dzisiejszego dnia.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R