Żal umierać bogatym



Ta sierpniowa niedziela odcisnęła się pieczęcią wieczystą na tkance społecznej wsi. Znak śmierci wypalony na bydlęcej skórze powszedniości - oto Jurek Zając schodzi ze sceny. Czesiek Elektryk zawiadomił mnie punkt siedemnasta, a ja oficjalne urzędy państwowe, choć denat nie miał z nimi zbyt wiele do czynienia. Prowadził małą działalność gospodarczą na torach wąskotorowych za Siekierezadą: Biuro Informacji Turystycznej Zająca. Miejsce wykonywania czynności – ostatnia studzienka kanalizacyjna przy moście. Uczciwie, od rana do nocy zajmował się tam informowaniem o szlakach na Małe Jasło, na Mochnaczkę, okraszał to opowieściami i anegdotami. Niedziela sierpniowa wyrzygała się żarem afrykańskim na wieś całą, a Jurek z Bułanem flaszkę zero siedem czystej wódki sobie zaordynowali. Około trzynastej sam słyszałem i widziałem, jak Bułan stojąc nad Zającem, motywował go:

- Chodź kurwa nad rzekę, bo nas tu upiecze jak krewetki. Zając, w pizdu, wstawaj!

Jurek nie miał ochoty zmieniać lokalizacji, usnął pod ogrodzeniowymi blachami Siekiery, które promieniowały żarem piekarnika. Po siedemnastej nakryłem go niebieskim prześcieradłem w misie z pomarańczowymi piłkami, które woziłem w samochodzie, a dostałem od Matki za życia jej. Przy Zającu ostały się dwie reklamówki zebranych piwnych butelek na sprzedaż, trzy makarony świderki i setka wódki w butelce zero siedem…

Żal umierać bogatym, naprawdę żal. Biuro Informacji Turystycznej na studzience kanalizacyjnej nieczynne. Nie zostawił tam kartki „Zaraz wracam”, nie spisał testamentu w sprawie tych butelek.

Jurek Zając padł w sierpniowy dzień święty Matki Boskiej Zielnej.

Ikonę zlecę namalować jako fundator świecki: „Zaśnięcie Świętego Jerzego od informowania turystycznego”.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R