Zupa Darka – apetyt na życie



Darek przykładał wielką wagę do… gotowania zupy. Mało było dziedzin, do których podchodził z powagą, ale do gotowania zupy przystępował jak kapłan do celebry ważnego wydarzenia religijnego. Już w sklepie oglądał pieczołowicie każdego ziemniaka, zwracał uwagę na wymiary, wybierał odpowiednio długą marchewkę, przykładał do nosa cebulę - badał aromat, jedną odrzucał, następną brał, mówiąc: „Ta będzie w sam raz”. Z chirurgiczną precyzją obierał w domu warzywa, na wolnym ogniu dusił wywar, smakował, przyprawiał. Ten proces był niczym misterium. Ta zwykła zupa smakowała jak niezwykła. Każdy, kto spróbował, pamiętał tę strawę, wielebnego kucharza i ten niepowtarzalny nastrój i okoliczności, które też stanowiły bezcenną, egzotyczną przyprawę. Zjadłbym jeszcze kiedyś taką, ale mam świadomość, że tego już nie dostąpię. Darek sam jest już pieprzem mielonym w przyprawniku z marmuru, ani mu gotować, ani nim przyprawiać. A my wokół mamy jeszcze wielki apetyt na życie, tylko kucharza nam zabrali…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R