Zwykła kurwa jest ta Maryja



Przypowieść świąteczna jest to, namaszczona palcem z dupy samego papieża, a poparta relikwią dowodową trzeciej części prącia Ojca Rydzyka, opowiedziana ustami prostego człowieka natchnionego niebiańską substancją (być może denaturatem).

Azaliż, było tak: mój majster budowlany o pajęczym imieniu, którego nie wyjawię, żeby nie było, że to Pająk. W dzień przed wigilijny słuchając radia publicznego, w którym szerzyła się gorliwość religijna i prowadzący redaktorzy prześcigali się w onanizowaniu przed dwoma skrzyżowanymi dechami. Akurat tematem byłą jakaś Żydówa o imieniu Maryja, która została chuj wie jak i srom wie na co, królową Polski. W radio stan uniesienia sięgnął zenitu i zdawać by się mogło, że te trzaski w tle, to wytryski spermy na mikrofon prowadzących audycję, którzy nie wytrzymali już tego podniecenia. Pająk klęczał wówczas (ale nie z modlitwy, a z układania płytek w stajni na górze Horb), podniósł wzrok i z litością oświadczył:

- Kurwa zwykła była, bachora upędziła na boku.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R