Maraton wiecznej szczęśliwości
Co, kurwa, szczęścia na świecie nie ma? Tak wielu twierdzi mądrych, końskim chujem w mózg natchnionych. Ja przeciwnie – w szczęście permanentne i totalne wierzę. Ta przypowieść biblijna to zobrazuje. Pod ziemią ciepłą a czarną żył szczęśliwy pędrak biały. Drążył tunele, miłość pędraczą uprawiał. Co tu dużo będę pierdolił – szczęśliwy był po chuju. Aż razu pewnego kret go zeżarł i dalej była szczęśliwość, tyle że przechodnia, krecia. Pan ryjący pożarł jeszcze tuzin pędraków, aż razu pewnego nieopatrznie wychynął z nory i kot go, bury, pożarł, będąc po posiłku bardzo szczęśliwym, że aż przysnął na skibie pod lasem, gdzie wilk go dopadł i przyswoił tę jego szczęśliwość w swoje trzewia. I tak sztafeta wiecznej szczęśliwości trwa w nieskończoność. Istoty kochane, szczęście cały czas jest, ono trwale istnieje w przestrzeni, tyle że jak puchar przechodni i jak róg obfitości. Szczęście nigdy się nie kończy.
R